Cała jaskrawość świata.
Zawieszam wzrok na drobiazgach, na koronach ośnieżonych drzew; przytulam się do niewypowiedzianych słów, rozgrzewam zmarznięte uczucia, oddycham głęboko, jakbym chciał zatrzymać w sobie ślady tego miejsca na dobre i na złe.
Fragmenty fotografii zarejestrowanych tylko we własnej pamięci, gdy aparat nie wytrzymał emocji, zużył się i tylko myśl mogła zatrzymać kruchy moment, strumień nietrwałego czasu. Czasopisanie.
Rano przeglądam lokalne dzienniki, czuję się wtedy bliżej świata, który tuż, tuż- za oknem, przecież. Wypijam sok owocowy, potem czarną mocną kawę. Spaceruję po okolicy, zaglądam do miejscowej biblioteki, do domu kultury, do lokalnego baru, do sklepu spożywczego, do kościoła.
Wszędzie się czeka. W bibliotece kierowniczka czeka na fachowców od Internetu, bo od tygodnia nie ma dostępu do sieci; fachowcy z gminnego centrum informacji mieli przyjść już kilka dni temu, ale za każdym razem jakaś kłoda stawała im na drodze. W domu kultury dyrektor czeka na dofinansowanie projektu, ale się chyba nie doczeka, bo w powiecie tną budżet aż wióry lecą. W lokalnym barze bezrobotni czekają na zasiłek, bo im nie starcza na piwo. W kościele ksiądz czeka na większą ofiarność wiernych, bo nie ma pieniędzy na ocieplenie wnętrza. W sklepie spożywczym ludzie czkają na cud. Albo kilka cudów jednocześnie.
Jutro będzie lepiej. Dziś się jakoś wytrzyma, nie czekając na nic.